Czy Polska jest gotowa

26.02.2020
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Z włoskiego doświadczenia powinniśmy wyciągnąć wnioski dotyczące reagowania, gdy do placówki medycznej zgłasza się pacjent, u którego jest uzasadnione podejrzenie wystąpienia COVID-19 – mówi Tadeusz Jędrzejczyk, b. szef NFZ.

Tadeusz Jędrzejczyk. Fot. Włodzimierz Wasyluk

Małgorzata Solecka: Nie mamy koronawirusa, jednak jest pewne, że się u nas pojawi, mówi minister zdrowia Łukasz Szumowski.

Tadeusz Jędrzejczyk, b. szef NFZ: Jest niemal pewne, że COVID-19 już w Polsce jest, tylko nie dotarł jeszcze do osób wrażliwych, u których objawy będą jednoznaczne, trafią do szpitala i zostanie laboratoryjnie potwierdzona obecność wirusa. To się może zmienić w każdej chwili, wydaje się to raczej kwestią dni niż tygodni.

Dopóki duże ogniska wirusa były w Chinach, w Azji, a w Europie występowały pojedyncze, ewidentnie przywleczone zachorowania, mogliśmy myśleć o tym zagrożeniu z większym spokojem. W tej chwili to już niemożliwe.

Minister zdrowia, premier i jego współpracownicy zapewniają, że jesteśmy gotowi. Padło nawet stwierdzenie, że jesteśmy gotowi na koronawirusa niezależnie od rozmiarów epidemii.

Pozostaje mieć nadzieję, że patogen tego nie przetestuje. Mówiąc zupełnie poważnie, oczywiście że nie jesteśmy przygotowani na każdy rozmiar epidemii, tak samo jak nie jest gotowy żaden z krajów europejskich. Są różne rozwiązania na poziomie Unii Europejskiej, jednak bardziej adekwatne na zagrożenia, jakie niósł SARS czy Ebola. Żaden z systemów ochrony zdrowia nie wytrzyma naporu pacjentów wymagających pomocy na oddziale intensywnej opieki medycznej, jeśli tych pacjentów jednocześnie będzie, w skali województwa, nie dziesięciu, nie kilkudziesięciu czy stu, ale dajmy na to – trzystu czy pięciuset. To jest po prostu niemożliwe.

Minister zdrowia zresztą niedawno mówił, że jesteśmy gotowi na epidemię „średniego rozmiaru”.

Pozostaje mieć nadzieję, że grozi nam co najwyżej taka. Zresztą wiele na to wskazuje. Analizując to, co już wiemy o COVID-19, jest on zaraźliwy, ale nie jest bardzo zjadliwy. Zdecydowana większość zarażonych przechodzi chorobę w sposób łagodny, również – co ostatecznie jest problemem, bo sprzyja rozprzestrzenianiu się wirusa – skąpoobjawowo lub wręcz bezobjawowo. Dlatego uważam, że wirus mógł już jakiś czas temu trafić do Polski. Problem zaczyna się, gdy patogen dociera do populacji osób wrażliwych. Przede wszystkim osób starszych lub poważnie obciążonych zdrowotnie, np. z chorobami układu oddechowego czy układu krążenia. Część badaczy wskazuje, że sam wiek może być też jednym z kluczowych czynników ryzyka.

Te osoby często żyją w swoich bańkach, nie uczestniczą szeroko w życiu społecznym, ograniczając się do swojego mieszkania i najbliższej okolicy. Nie chodzą na duże imprezy sportowe, na koncerty, nie spędzają czasu w centrach handlowych.

Ale chodzą np. do kościoła. We Włoszech już wydano pierwsze zalecenia sanitarne dotyczące tej strefy życia. Z kropielnic zniknęła woda święcona, pojawiły się apele, by wierni unikali kontaktów, nie podając sobie rąk, odwołano niektóre kościelne wydarzenia.

Na pewno osoby starsze i chore powinny otoczyć się, czy też zostać otoczone szczególnym kordonem ostrożności. Już w tej chwili, ponieważ niezależnie od COVID-19 mamy prawdopodobnie szczyt zachorowań na grypę sezonową. Jest jednak zupełnie realne, żeby w perspektywie dwóch, trzech tygodni jeszcze bardziej ograniczyć narażenie grup wrażliwych na zakażenie, ze świadomością, że ryzyko przychodzić może od osoby z otoczenia praktycznie bez objawów.

Trzeba pamiętać, że nie dysponujemy żadną metodą leczenia, poza leczeniem objawowym. Koronawirusa pokonuje organizm zakażonego – i w większości wypadków robi to bez problemu, ale przebieg zakażenia i choroby u osób wrażliwych jest dramatyczny.

Wiele osób zadaje pytanie, dlaczego koronawirus w Europie uderzył akurat we Włoszech i to z takim impetem. Jeszcze w piątek 21 lutego było trzech zakażonych, we wtorek – ponad 330 i jedenaście zgonów.

Wydaje się, że trzeba przyjąć za dobrą monetę wyjaśnienia włoskich wirusologów. Mają tak dużą liczbę potwierdzonych przypadków, ponieważ wykonali bardzo dużą liczbę testów. To nie wzięło się znikąd, oczywiście. Gdzieś został popełniony błąd – premier Włoch wskazuje na konkretny szpital, gdzie doszło do zaniedbań procedur postępowania w przypadku podejrzenia zakażenia COVID-19 i wirus się „rozlał”. Służby epidemiczne wszczęły więc postępowanie i zarzuciły „sieć” bardzo szeroko, sprawdzając wstecznie kontakty wszystkich potwierdzonych zakażonych. Stąd w stosunkowo krótkim czasie wykonano bardzo dużą liczbę testów i potwierdzono kilkaset przypadków zakażenia COVID-19. Należy jednak podkreślić, że w praktyce, przy natłoku pacjentów w placówkach szpitala czy przychodni do rozprzestrzenienia się wirusa może dojść jeszcze zanim personel będzie świadomy, że z tego typu pacjentem ma do czynienia – np. w poczekalni czy izbie przyjęć.

strona 1 z 2
Zobacz także
  • Drugi przypadek śmiertelny wśród zakażonych koronawirusem we Francji
  • NIZP-PZH przebadał 180 pacjentów pod kątem koronawirusa
  • WUM: nie ulegajmy zbiorowej panice
  • Nie mamy potwierdzonego przypadku COVID-19 w Polsce
  • Rząd rozszerza kampanię informacyjną ws. COVID-19
  • Mobilizacja w obronie przed koronawirusem
Wybrane treści dla pacjenta
  • Koronawirus (COVID-19) a grypa sezonowa - różnice i podobieństwa
  • Przeziębienie, grypa czy COVID-19?
  • Test combo – grypa, COVID-19, RSV
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!